Dzisiaj zajęcia na 11.20, więc można było się spokojnie wyspać. Plan był żeby jechać na rowerku i plan zrealizowany, bo pogoda bardzo ok. Do szkoły standardową trasą przez Rudę Śląską i las Panewnicki ( bez błota się nie obyło, więc rower znowu do mycia - po raz 3 w tym tygodniu ). Z powrotem drogą nr. 81 do Mikołowa, i z Mikołowa 44-ką do Przyszowic i zjazd na Zabrze. Średnia całkiem całkiem, biorąc pod uwagę fakt, że w drodze powrotnej wiatr wcale nie był moim sprzymierzeńcem:) no i konkretnie ciemno już. Zdjęć brak bo po ciemku to sobie można robić, ale nie telefonem, tym bardziej jak się jest wygłodniałym po wysłuchiwaniu tego i owego:]. Temperaturka w sam raz.
Dzisiaj w planie miało być to, co wczoraj zostało odpuszczone, czyli Jezioro Rybnickie. Niestety pogoda zweryfikowała mój plan w sposób bestialski. Do Knurowa myślałem, że to prima aprilis i pogoda w kulki leci. Wiatr cały czas w mordę, do tego lekki deszczyk. Od Knurowa przestało padać, ale za to zaczeło bardziej wiać ( dokładnie od wjazdu na 78-ke ). Do Rybnika walka z mocnym wiatrem. Niestety nie dane było mi dojechać do Jeziora Rybnickiego, gdyż zaczęło konkretni napier...ać z nieba, i musiałem schować się pod wiatą autobusową ( po co wziąść ze soba kurtkę :P ). Przerwa na cigareta, piciu i decyzja o powrocie do domu drogą 78 przez Gliwice. Pomimo to, iż droga z Rybnika jednak jest "szybsza" ( ponieważ jest więcej z w dół niż w górę ), jechałem miejscami wolniej niż do Rybnika. Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta: WIATR I DESZCZ w wydaniu "ride or die":]. I tak oto dojechałem do już ukończonego węzła między Knurowem, a Gliwicami ( nawet Słowika tam postawili:P ). Zdjęcie, i do domu dobrze znaną mi trasą przez centrum Gliwic. Do tego wszystkiego temperatura nie rozpieszczała dzisiaj i było całe 5,8 stopnia:/ I tym oto sposobem, rowerek znów do konkretnego mycia:]
Dzisiaj mycie, bo brudas z niego już straszny. Najpierw bankomat, potem do rowerowego celem zakupienia gęstszego smaru bo mie się skończył, następnie na myjkę i do domu umyć dokładnie napęd.
Dzisiaj wyjątkowo pogoda się poprawiła, toteż plan był prosty: kolejne oranie w terenie ( potrzebowałem konkretnej motywacji, żeby rower w końcu - a nie tylko napęd - umyć :D ). Z domu kierunek na Park Leśny, przejście przez tory ( nie wiem po kiego grzyba zasypali i podwyższyli przejście z drugiej strony, widać komuś bardzo to przeszkadzało :[ ), bryk przez hałde, potem kawałek asfaltu przy Legnickiej. Przejechanie obok cmentarza i teren, objechanie kawałka jeziorka i potem już dojazd do Paderewskiego, terenem w strone Rudy Śląskiej, następnie przez Śmiłowicką w strone lasu. W końcu udało mi się zlokalizować osadnik ( do którego dojechać prawie się nie da, gdyż "ściezki leśne" przypominają bardziej teren bez wytyczonych dróg - masakra po prostu, jechać się po tym praktycznie nie dało:P - co widać po średniej:] ) i haudę, na którą z braku czasu znowu nie dojechałem. Powrót prawie tą samą trasą. Skok jeszcze na łosiedle na cigareta i do doma.
Jako, iż wczoraj dzień przerwy, to dzisiaj postanowiłem pojeździć po mniej znanym terenie ( czyt. oranie okolic Katowic :D ) Szybki rzut oka na bikemap'e, ustalenie trasy i cel na dziś: Planetarium w Parku Chorzowski, dojazd terenem:]. Śmig w strone Rudy Śląskiej, tam odbicie z Halembskiej na Śmiłowicką i zaczął się terenik. Chwilę później się pogubiłem ( nie wziąłem mapy :P ) i brnąłem przez jakieś pole szukając ścieżynki ( przy okazji gubiąc okulary nie wiem jakim cudem :| - zapewne znajdą się tacy, którzy pomyślą : "co za ci..l!" :] - polecam w takim razie przejść się przez pole, gdzię nóżki zapadają się w piachu, nastepnie w błocie za kostkę, a później przedzierać się przez chaszcze:] ). Po odnalezieniu dróżki leśnej ( konstultacja z 2-ma Panami, którzy akurat wygładzali wcześniej wysypany żużel ), nie pojechałem zaplanowaną przez siebie trasą, gdyż jak się okazało hałdę w okolicach Starych Panewników już minałem:P. Po chwili napotkałem rowerzystę ( Pan około 45 lat, pedałował w stronę przeciwną niż ja, zagadałem i mniej więcej wytłumaczył gdzie jestem ). Najpierw pojechałem, tak jak mi "nakazano" do linii lasu, potem już po swojemu, inna drogą leśną wróciłem właściwie w okolice hałdy, której w końcu tak czy siak nie znalazłem, bryknąłem kajsik w las, i nagle zjechałem w dolinkę z rzeką. Świetne widoczki ( zdjęcie poniżej ), aczkolwiek nie za bardzo można było jechać na rowerze - to konary, to konkretny piach. W końcy udało mi się znaleźć obalone drzewko, po którym mogłem spokojnie przejść z rowerem na plecach, coby znaleźć jakąś normlaną drogę, prowadząco ku cywilizacji. W sumie się udało, dojechałem po konkretny podjeździe wiodącym po niefajnych kamieniach w okolice A4-ki i tu nagle: JEEEEBB! Zola:D Wszystko przez patyczek, a właściwie mały konar, którego nie zauważyłem pod listkami skręcając. Skorzystałem z okazji i jak już leżałem to odpocząłem chwilkę, i zabrałem się w strone jak się okazało Salonu Porsche:]. Przejazd obok i już na Bocheńśkiego w dóóóóóół, uzupełnienie płynów na stacji i w stronę parku. Dojazd do Planetarium, posilenie się i wlanie do bukłaka czegoś z kopem ( czyt. Oshee koloru niebieskiego:] ). Zebranie się i bziuum w drogę powrotną, trasą ze szkoły, gdyż lampków nie wziąłem przednich, a powoli zaczynało się ściemniać:/. Przejazd przez Chorzowską, Zabrzańską, Wolności, cigarecik pod fontanną na Pstrowskim i dom. Strasznie dzisiaj wiało. Momentami około 30-35km/h ...
Wyjście z domu chwilę po 17.30 ( ciemniutko już ). Najpierw w strone Rudy Śląskiej, potem koło A4-ki przez las i dwustronne stawy lasem ( tu jakieś leśne zwierzę chciało mnie pożreć, więc przycisnąłem i uciekłem:] ) do Legnickiej, Makoszowską w strone Janka, następnie obok Górnika i wbitka na Wolności, i standardowo ostatnio przez bravo ( tu kolejne szmery w ciemnościach i pełna pi..a przez las ), las maciejowski, Plac Teatralny, Monte Casino, Matejki i do domku.
Widoczność całkiem całkiem, niestety zdjęcie tego nie oddaje:
Na dzisiaj nie miałem żadnych konkretnych planów i decyzja padła na Dzierżno Duże. Wyjazd chwilę po 11.00, bo jakoś się zebrać nie mogłem:P Do Glajwic standardowo przez Wolności i Chorzowską, potem kierunek Portowa i na ścieżke rowerową. Odbicie w prawo, a nie w lewoo ( jak na Pławki ) i przez Łabędy wjazd na podziurawioną drogę zwaną Oświęcimską, a następnie Polną ( szutrowa dróżka z ogromną ilością dziur ). Dojazd na Dzierżno, odpoczynek z 25min, i tą samą trasą do domu, przejeżdżając jeszcze przez bravo i las maciejowski. Do samego Dzierżna średnia 28,94km/h, z powrotem mniejsza bo terenem troszku było. Jechało mi się wyjątkowo dobrze, bez napinania się, wiatru praktycznie zero. Temperaturka jak najbardziej ok, około 18.3 stopnia.
Szybkie wyjście, coby dojechać przez rodzicielami na cmentarz, zapalić świeczke ( sztuk 2 ), potem szukanie jakiegoś otwartego sklepu celem zakupienia wyrobu tytoniowego - poniosło mnie aż na bp przed forum w gliwicach:]. Następnie przez las zwany maciejowskim i do domku, bo obiados czekał.
Dzisiaj drugie dzień zajęć ( czyt. wykłady ) z tą małą różnica, że na 9.40, więc można było pospać 2h dłużej:D. Wyjazd około 8.35 ( temperaturka jak najbardziej znośna, bo podczas jazdy około 3-4 stopni ). Do szkoły trasą taka jak wczoraj, ale bez gubienia się w lesie Panewnickim:]. Średnia do szkoły wyniosła dokładnie 28.21km/h, co mnie trochę zdziwiło, ponieważ:
po pierwsze primo: lato się skończyło, a co z tym idzie w parze forma również spadła; po drugie primo: wiaterek wcale nie wiał w plecy tylko w morde i przeważnie z boku mnie zaskakiwał; po trzecie primo-ultimo: nawet się nie śpieszyłem.
Cieszy mnie - pomimo tego, że zima coraz bliżej i nastały chłodne poranki i wieczory, a forma spadła - to, że wykręciłem czas bardzo zbliżony do czasu jaki kiedyś w maju albo czerwcu osiągnąłem gnając na wąskich laćkach na złamanie karku do szkoły, bom był spoźniony. GUT GUT.
Siedzenie i wysłuchiwanie wykładów przez 7 ponad godzin dało się odczuć tyłeczkowi. Powrót do domu podczas zapadającego zmroku ( i tak było w miarę ciepło: jakieś 13-15 stopni ). Lampki w dłoń ( tzn. na kiere i sztyce ) i śmig do domu, ale odmienioną nieco trasą, bo nie przez Katowice itede itepe, tylko drogą numero 81 w strone Mikołowa, a z Mikołowa na droge numero 44 przez Śmiłowice, Borową Wieś. Potem już zjazd w Paniówkach na Zabrze ( oczywiście mi się ebło i skręciłem za wcześnie, ale kurna ciemno konkretnie więc wszystkie drogi takie same:P kij tam, fajnie było jechać przez cerny las po ciemnoku, kajsik żadne autko nie pojechało :D ). Potem wbitka na zjazdówkę z A4-rencji, skręt na Makoszowy, potem w strone 3-go Maja i przejechanie - dzisiaj w drugą stronę nowo otwartym odcinkiem do ronda do Matejki ( całkiem przyjemny odcinek drogi:] ). Cigaret pauza pod jeszcze nie otwartym "Simply market'em" - otwarcie bodajże we środę i do domku na łobiadokolacje.
Jako, że dzisiaj miałem zajęcia na 8.00 rano, a pogoda miała być ( i była! :D ) jak najbardziej na rowerek odpowiednia, pobudka o 5.30 rano:]. Wyjechałem o 6.45 ( zakładając ewentualny poślizg czasowy ). Na dworze ziiiimnoooo. Podczas jazdy -2.7 stopnia, dobrze ze pod kaskiem znalazła się czapeczka, a na szyi szalik. Standardową trasą do szkoły, czyli: Ruda Śląska, lasy Panewnickie oraz Ligota. W lesie oczywiście się pogubiłem, ale tylko na chwile, żeby za sekund 300 znaleźć właściwą drogą - pozmieniali cosik i mi się rypły drogi, które aktualnie wyglądają prawie identycznie, oba zjazdy w las są baaardzo podobne. W lesie pizgało jeszcze bardziej bo -3,7 stopnia ( tyle odnotował mój pokładowy termometr ). Wszystko zaszronione, ziemia pozamarzana. Zajęcia sobie minęły i trzeba było wracać na łobiada. Temperatura wyraźnie podskoczyła i o godzinie 13.00 wynosiła ponad 20 stopni na słońcu w bezwietrznym miejscu:D. Powrót również standardową trasą przez centrum Katowic, śmigiem przez teren SCC, który jak wiadomo nie sprzyja rowerzystom:/ ( znak i zakaz poruszania sie po terenie SCC to po prostu paranoja ). Potem już okolice WPKiW, przejechanie przez "centrum" parku, chwila na fotki przed Stadionem Śląskim, "się buduje" i wyskoczenie na trase do Zabrza. Tutu turu i jestem w domu.