Ostatnie wykłady w tym roku, więc zdecydowałem się na rowerek. Wykłady miałem na 8.00, więc myśl była prosta - wyjazd koło 6.30, żeby się nie spóźnić. Gówienko z tego wyszło, gdyż zaspałem:], i wyjechałem dopiero o 7.15. Myślałem, że z rana będzie mroziło, ale okazało się, że było jednak w okolicach temperatury neutralnej, czyli 0st. C. Szybkie zebranie się ( bez śniadania, bo jakby inaczej:/ ), i bzium standardową trasą w stronę szkoły. Do Rudy Śl. dojechełem dość szybko, bo drogi były ok. Przebitka przez Rudę w strone panewnickiego lasu ( pomyślałem sobie, że skoro jest "tak ciepło", to las będzie przejezdny ). I to był błąd. Trzeba było jechać drogami, a nie pchać się w "dzicz":]. W lesie straciłem prawie 20min, może i śniegu nie było jakoś niewiarygodnie dużo, ale wszechobecne dziury i wertepy terenowe spowodowały, że ledwo się kulałem. Z lasu wyjazd na Stare Panewniki i już śpiesząc się ile wlezie ( na tyle na ile pozwoliły warunki na drogach oczywiście, a były one dobre jak już wspomniałem :) ), pocisnąłem do szkoły. Szybkie odstawienie rowerka do szatni, a tam kobita: "w zimie na rowerze?" i CYTYJE: "POGIEŁO PANA!?!?" ( kobita miala z 60 wiosen jak nie więcej, więc słownictwo mnie troszke zdziwiło :P ) "A kto to później powyciera jak wszystko skapie?". Odpowiedź była prosta :"JA!":) I polazłem na te zajęcia, na które wcale już mi się iść nie chciało, spóżniony dobre 25 minut. Wchodze na wykład, kłaniam się nisko i mówie "przepraszam za spóźnienie, ale zakopałem się w lesie", na to wykładowca: "Autem się Pan zakopał w tym lesie?" ja: "Nie, rowerem" ( z promiennym uśmiechem na twarzy odpowiedziałem :). Wykładowca: "POGIEŁO PANA?! ( no to już wiedziałem, że dzisiejszy dzień będzie ciekawy:D ) ja na to: "TAK! :D" ( w tym momencie wszyscy w brech, wykładowca i ja również:) ). Wykłady sobie minęły, zrobiła się późna godzina i trzeba było wracać do domku. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, pomyślałem co to będzie. I wsiadłszy na rower, pojechałem w strone domu, w sumie najpierw w stronę Mikołowa 81-ką. Aut sporo, na szczęście pobocze jest większe niż na innych tego typu drogach, więc dało się w miarę spokojnie, dobrym tempem jechać tym bardziej, że spadek terenu mi sprzyjał:). Dokulałem się do Przyszowic i zjazd na Zabrze. Legnicka, Janek i już domek. Ciepła herbata w dużym kubku x2, obiad i padłem na ryj:)
Po ostatnim wypadzie na Dzierżno Duże ( wtedy to miałem jechać w na Pławki, ale się nie udało:P ), stwierdziłem iż Pławki trzeba jeszcze w tym roku odwiedzić. Sobota powiedzmy że wolna, więc komu w drogę, temu kalosze. Wyjazd około 7.00 rano ( z tego co pamiętam było ziiimno, ale obyło się bez extremum ), stałą trasą przez Gliwice skierowałem się na Pławniowice. Jechało się dość dobrze, pomimo braku śniadania ( oszczędność czasu:P ) drogi powiedzmy, że przejezdne chodniki również. Za Gliwicami drogi już w gorszym stanie ( odwilż wtedy była, ale w nocy jednak trochę mroziło, więc ślizgawka ). Na Pławkach zawitałem dość szybko, cigarecik, herbatka z termoska, looknięcie jak tam pozamarzana woda, dwa rogaliki z czekoladą i trzeba było się zbierać. Z powrotem już nie chciało mi się jechać, jakaś dziwna niemoc, zapwene z braku konkretnego śniadania:]. Powrót tą samą drogą, bez udziwnień, więc ok:). Zdjęć brak, bo mie się szkiełko w obudowie telefonu porysowało ( w sumie jedna, konkretna rysa:/ ), a z cyfrą jeździć nie będę, bo było by mi jej szkoda, w razie ewentualnej gleby.
Dzisiaj miałem ochotę jechać na Pławki, ale stwierdziłem, że lepiej pojechać na Dzierżno Duże. Wyjście z domostwa przed 13.00 i podobnie jak wczoraj jazda ulicami, bo śniegu z nieba dalej brak. Do Dzierżna dotarłem w 1h 10min i średnia wyniosła około 23.3km/h. Myślałem, że przy jeziorku droga będzie cała zawalona śniegiem, a tu "psikutas bez s", i droga idealnie uklupana przez jakieś maszynki, które dalej pracują w lesie. Zatrzymałem się prawie tam gdzie ostatnio, ale do jeziorka nie zszedłem, gdyż nie chciałem mieć mokrych butków:P. Dobrze, że dzisiaj wziąłem sobie herbatke ( w sumie to mięta była, bo herbata się skończyła ), bo pomimo tego, iż nie było za zimno ( -3.3 st. C ), to jednak owa herbatka troszku mnie rozgrzała. Zamiast wracać tą samą trasą, postanowiłem jechać przed siebie ładną dróżką leśna i miałem nadzieje, że wyjade gdzieś w okolicach Łabęd. Wyjechałem, ale na dośc spore pole ( zdjęcie robione podczas jazdy ) i wiatr zaczął oczywiście niemiłosiernie wiać. Dojechałem do zabudowań, a droga cała w chlapie, śniegu mnóstwo - taka "miła" odmiana od czystego asfalciku :] Dojechałem w końcu do znaku "Gliwice" i wyjechałem w miejscu w którym nie spodziewałem się, że mogę wyjechać, a mianowicie na drodze, którą jeżdże na Pławki ( często też nią wracam ). Zdziwienio-wkurw i zacząłem kręcic pod górkę:) Dojechałem do ronda, a potem już kierowałem się na centrum Gliwic. Krótki postój przed PKP na kolejne dwa kubki herbaty, cigaretos i pojechałem w strone Zabrza. Od BP za forum jechałem chodnikami, już mi się zbytnio nie śpieszyło:P
Traska:
Porównanie warunków na drodze rowerowen na Portowej w Gliwicach i asfaltu. Wybór był prosty:)
Dzisiaj zajęcia na 11.20, więc można było się spokojnie wyspać. Plan był żeby jechać na rowerku i plan zrealizowany, bo pogoda bardzo ok. Do szkoły standardową trasą przez Rudę Śląską i las Panewnicki ( bez błota się nie obyło, więc rower znowu do mycia - po raz 3 w tym tygodniu ). Z powrotem drogą nr. 81 do Mikołowa, i z Mikołowa 44-ką do Przyszowic i zjazd na Zabrze. Średnia całkiem całkiem, biorąc pod uwagę fakt, że w drodze powrotnej wiatr wcale nie był moim sprzymierzeńcem:) no i konkretnie ciemno już. Zdjęć brak bo po ciemku to sobie można robić, ale nie telefonem, tym bardziej jak się jest wygłodniałym po wysłuchiwaniu tego i owego:]. Temperaturka w sam raz.
Dzisiaj w planie miało być to, co wczoraj zostało odpuszczone, czyli Jezioro Rybnickie. Niestety pogoda zweryfikowała mój plan w sposób bestialski. Do Knurowa myślałem, że to prima aprilis i pogoda w kulki leci. Wiatr cały czas w mordę, do tego lekki deszczyk. Od Knurowa przestało padać, ale za to zaczeło bardziej wiać ( dokładnie od wjazdu na 78-ke ). Do Rybnika walka z mocnym wiatrem. Niestety nie dane było mi dojechać do Jeziora Rybnickiego, gdyż zaczęło konkretni napier...ać z nieba, i musiałem schować się pod wiatą autobusową ( po co wziąść ze soba kurtkę :P ). Przerwa na cigareta, piciu i decyzja o powrocie do domu drogą 78 przez Gliwice. Pomimo to, iż droga z Rybnika jednak jest "szybsza" ( ponieważ jest więcej z w dół niż w górę ), jechałem miejscami wolniej niż do Rybnika. Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta: WIATR I DESZCZ w wydaniu "ride or die":]. I tak oto dojechałem do już ukończonego węzła między Knurowem, a Gliwicami ( nawet Słowika tam postawili:P ). Zdjęcie, i do domu dobrze znaną mi trasą przez centrum Gliwic. Do tego wszystkiego temperatura nie rozpieszczała dzisiaj i było całe 5,8 stopnia:/ I tym oto sposobem, rowerek znów do konkretnego mycia:]
Dzisiaj wyjątkowo pogoda się poprawiła, toteż plan był prosty: kolejne oranie w terenie ( potrzebowałem konkretnej motywacji, żeby rower w końcu - a nie tylko napęd - umyć :D ). Z domu kierunek na Park Leśny, przejście przez tory ( nie wiem po kiego grzyba zasypali i podwyższyli przejście z drugiej strony, widać komuś bardzo to przeszkadzało :[ ), bryk przez hałde, potem kawałek asfaltu przy Legnickiej. Przejechanie obok cmentarza i teren, objechanie kawałka jeziorka i potem już dojazd do Paderewskiego, terenem w strone Rudy Śląskiej, następnie przez Śmiłowicką w strone lasu. W końcu udało mi się zlokalizować osadnik ( do którego dojechać prawie się nie da, gdyż "ściezki leśne" przypominają bardziej teren bez wytyczonych dróg - masakra po prostu, jechać się po tym praktycznie nie dało:P - co widać po średniej:] ) i haudę, na którą z braku czasu znowu nie dojechałem. Powrót prawie tą samą trasą. Skok jeszcze na łosiedle na cigareta i do doma.
Jako, iż wczoraj dzień przerwy, to dzisiaj postanowiłem pojeździć po mniej znanym terenie ( czyt. oranie okolic Katowic :D ) Szybki rzut oka na bikemap'e, ustalenie trasy i cel na dziś: Planetarium w Parku Chorzowski, dojazd terenem:]. Śmig w strone Rudy Śląskiej, tam odbicie z Halembskiej na Śmiłowicką i zaczął się terenik. Chwilę później się pogubiłem ( nie wziąłem mapy :P ) i brnąłem przez jakieś pole szukając ścieżynki ( przy okazji gubiąc okulary nie wiem jakim cudem :| - zapewne znajdą się tacy, którzy pomyślą : "co za ci..l!" :] - polecam w takim razie przejść się przez pole, gdzię nóżki zapadają się w piachu, nastepnie w błocie za kostkę, a później przedzierać się przez chaszcze:] ). Po odnalezieniu dróżki leśnej ( konstultacja z 2-ma Panami, którzy akurat wygładzali wcześniej wysypany żużel ), nie pojechałem zaplanowaną przez siebie trasą, gdyż jak się okazało hałdę w okolicach Starych Panewników już minałem:P. Po chwili napotkałem rowerzystę ( Pan około 45 lat, pedałował w stronę przeciwną niż ja, zagadałem i mniej więcej wytłumaczył gdzie jestem ). Najpierw pojechałem, tak jak mi "nakazano" do linii lasu, potem już po swojemu, inna drogą leśną wróciłem właściwie w okolice hałdy, której w końcu tak czy siak nie znalazłem, bryknąłem kajsik w las, i nagle zjechałem w dolinkę z rzeką. Świetne widoczki ( zdjęcie poniżej ), aczkolwiek nie za bardzo można było jechać na rowerze - to konary, to konkretny piach. W końcy udało mi się znaleźć obalone drzewko, po którym mogłem spokojnie przejść z rowerem na plecach, coby znaleźć jakąś normlaną drogę, prowadząco ku cywilizacji. W sumie się udało, dojechałem po konkretny podjeździe wiodącym po niefajnych kamieniach w okolice A4-ki i tu nagle: JEEEEBB! Zola:D Wszystko przez patyczek, a właściwie mały konar, którego nie zauważyłem pod listkami skręcając. Skorzystałem z okazji i jak już leżałem to odpocząłem chwilkę, i zabrałem się w strone jak się okazało Salonu Porsche:]. Przejazd obok i już na Bocheńśkiego w dóóóóóół, uzupełnienie płynów na stacji i w stronę parku. Dojazd do Planetarium, posilenie się i wlanie do bukłaka czegoś z kopem ( czyt. Oshee koloru niebieskiego:] ). Zebranie się i bziuum w drogę powrotną, trasą ze szkoły, gdyż lampków nie wziąłem przednich, a powoli zaczynało się ściemniać:/. Przejazd przez Chorzowską, Zabrzańską, Wolności, cigarecik pod fontanną na Pstrowskim i dom. Strasznie dzisiaj wiało. Momentami około 30-35km/h ...
Na dzisiaj nie miałem żadnych konkretnych planów i decyzja padła na Dzierżno Duże. Wyjazd chwilę po 11.00, bo jakoś się zebrać nie mogłem:P Do Glajwic standardowo przez Wolności i Chorzowską, potem kierunek Portowa i na ścieżke rowerową. Odbicie w prawo, a nie w lewoo ( jak na Pławki ) i przez Łabędy wjazd na podziurawioną drogę zwaną Oświęcimską, a następnie Polną ( szutrowa dróżka z ogromną ilością dziur ). Dojazd na Dzierżno, odpoczynek z 25min, i tą samą trasą do domu, przejeżdżając jeszcze przez bravo i las maciejowski. Do samego Dzierżna średnia 28,94km/h, z powrotem mniejsza bo terenem troszku było. Jechało mi się wyjątkowo dobrze, bez napinania się, wiatru praktycznie zero. Temperaturka jak najbardziej ok, około 18.3 stopnia.
Dzisiaj drugie dzień zajęć ( czyt. wykłady ) z tą małą różnica, że na 9.40, więc można było pospać 2h dłużej:D. Wyjazd około 8.35 ( temperaturka jak najbardziej znośna, bo podczas jazdy około 3-4 stopni ). Do szkoły trasą taka jak wczoraj, ale bez gubienia się w lesie Panewnickim:]. Średnia do szkoły wyniosła dokładnie 28.21km/h, co mnie trochę zdziwiło, ponieważ:
po pierwsze primo: lato się skończyło, a co z tym idzie w parze forma również spadła; po drugie primo: wiaterek wcale nie wiał w plecy tylko w morde i przeważnie z boku mnie zaskakiwał; po trzecie primo-ultimo: nawet się nie śpieszyłem.
Cieszy mnie - pomimo tego, że zima coraz bliżej i nastały chłodne poranki i wieczory, a forma spadła - to, że wykręciłem czas bardzo zbliżony do czasu jaki kiedyś w maju albo czerwcu osiągnąłem gnając na wąskich laćkach na złamanie karku do szkoły, bom był spoźniony. GUT GUT.
Siedzenie i wysłuchiwanie wykładów przez 7 ponad godzin dało się odczuć tyłeczkowi. Powrót do domu podczas zapadającego zmroku ( i tak było w miarę ciepło: jakieś 13-15 stopni ). Lampki w dłoń ( tzn. na kiere i sztyce ) i śmig do domu, ale odmienioną nieco trasą, bo nie przez Katowice itede itepe, tylko drogą numero 81 w strone Mikołowa, a z Mikołowa na droge numero 44 przez Śmiłowice, Borową Wieś. Potem już zjazd w Paniówkach na Zabrze ( oczywiście mi się ebło i skręciłem za wcześnie, ale kurna ciemno konkretnie więc wszystkie drogi takie same:P kij tam, fajnie było jechać przez cerny las po ciemnoku, kajsik żadne autko nie pojechało :D ). Potem wbitka na zjazdówkę z A4-rencji, skręt na Makoszowy, potem w strone 3-go Maja i przejechanie - dzisiaj w drugą stronę nowo otwartym odcinkiem do ronda do Matejki ( całkiem przyjemny odcinek drogi:] ). Cigaret pauza pod jeszcze nie otwartym "Simply market'em" - otwarcie bodajże we środę i do domku na łobiadokolacje.
Jako, że dzisiaj miałem zajęcia na 8.00 rano, a pogoda miała być ( i była! :D ) jak najbardziej na rowerek odpowiednia, pobudka o 5.30 rano:]. Wyjechałem o 6.45 ( zakładając ewentualny poślizg czasowy ). Na dworze ziiiimnoooo. Podczas jazdy -2.7 stopnia, dobrze ze pod kaskiem znalazła się czapeczka, a na szyi szalik. Standardową trasą do szkoły, czyli: Ruda Śląska, lasy Panewnickie oraz Ligota. W lesie oczywiście się pogubiłem, ale tylko na chwile, żeby za sekund 300 znaleźć właściwą drogą - pozmieniali cosik i mi się rypły drogi, które aktualnie wyglądają prawie identycznie, oba zjazdy w las są baaardzo podobne. W lesie pizgało jeszcze bardziej bo -3,7 stopnia ( tyle odnotował mój pokładowy termometr ). Wszystko zaszronione, ziemia pozamarzana. Zajęcia sobie minęły i trzeba było wracać na łobiada. Temperatura wyraźnie podskoczyła i o godzinie 13.00 wynosiła ponad 20 stopni na słońcu w bezwietrznym miejscu:D. Powrót również standardową trasą przez centrum Katowic, śmigiem przez teren SCC, który jak wiadomo nie sprzyja rowerzystom:/ ( znak i zakaz poruszania sie po terenie SCC to po prostu paranoja ). Potem już okolice WPKiW, przejechanie przez "centrum" parku, chwila na fotki przed Stadionem Śląskim, "się buduje" i wyskoczenie na trase do Zabrza. Tutu turu i jestem w domu.